środa, 7 czerwca 2017

Od Venomy'ego CD Samanthy

Po kolejnym dniu porażki w nauczaniu nowicjuszy, postanowiłem z kumplami wyjść gdzieś na miasto, by jakoś rozluźnić się po tym stresującym dniu. Na początku z kolegą planowaliśmy iść w ubraniach, w których chodzimy na co dzień. W moim przypadku to zapinana koszula, która jest jedynie zapięta w połowie. Jednak reszta stwierdziła, że jeśli tak zrobię, to wszystkie laski będą moje a oni nie skorzystają z żadnych usług w burdelu. Wzruszyłem ramionami i założyłem na to jeszcze płaszcz z kapturem, bo w końcu nie zależało mi na tym, czy mam branie wśród kobiet. Jedyne na co się mogę skusić to na jedną noc, ponieważ mam zbyt dużo na głowie. Aktualnie muszę sam trenować nowicjuszy, bo ich nauczyciel został ranny podczas jakieś pijackiej bójki. Co prawda wiele osób postanowiło mi pomóc, w tym nawet moi byli uczniowie. Z roku na rok jest coraz więcej nastolatków, którzy dołączają się do armii. Większość została zmuszona i to widać podczas zajęć, że są bardzo niechętni i zawsze pyskują lub narzekają. Powoli te bachory działały mi na nerwy. Wiele razy miałem ochotę niejednemu spuścić wpierdol. Tak wiem, że nie powinienem tak traktować młodszych, już niejedna osoba mi to zwróciła. Jednak w jakiś sposób muszę im pokazać kto tu rządzi, bo zaraz oni będą jeszcze opuszczać zajęcia. Wtedy to rozpęta się piekło. 
- Chodź Vassariah - moje przemyślenia przerwał Albert, mój przyjaciel z pracy.
- Jasne - rzuciłem obojętnie. Poszliśmy z 10 osobową grupą do baru, gdzie głównie się szlachta zbierała. Oczywiście weszliśmy wszyscy zakapturzeni. Co prawda byłem przeciwko temu pomysłowi, ale skoro moi koledzy chcą się bawić to nie będę im psuć zabawy. Gdy tylko zdjęliśmy kaptury, kilka kobiet pisnęło z zaskoczenia. Wiele osób nawet wstało z miejsca, by się ze mną przywitać. Zrobiłem to niechętnie, ale udawałem pozytywnie zaskoczonego ich zachowaniem. Większość z nich była już najebana w trzy dupy i nie ogarniała gdzie jest góra a gdzie dół... Nagle usłyszałem jak jeden szlachcic zaczął narzekać, że jakaś laska go wychujała. Szczerze? Dobrze mu tak. Było nie być tak uległym w stosunku do ładnych dziewczyn. Siedzieliśmy może z godzinę i zaczęło mi się nudzić. Wszyscy pili do upadłego i bawili się w najlepsze, zapominając o wszelkich zasadach kultury. Szturchnąłem Alberta i ruchem głowy wskazałem na drzwi. Oboje niezauważenie wyślizgnęliśmy się z baru i poszliśmy wzdłuż jakieś uliczki. Założyliśmy kaptury po to by nie rzucać się w oczy. Chcieliśmy chwilę pogadać, bez grona znajomych.
- Masz już jakąś dziewczynę na oku? - zapytał się mój przyjaciel.
- Nie no, musimy znowu przez to przechodzić? - przewróciłem oczami i pokręciłem głową.
- Dobrze wiesz, że w twoim wieku większość mężczyzn ma już żony a niektórzy nawet dzieci - powiedział i poklepał mnie po ramieniu. Nagle jakaś dziewczyna wpadła we mnie. Rzeczy, które chwilę temu trzymała w rękach, leżały teraz na ziemi.
- Uważaj jak chodzisz! - powiedziała zniesmaczona i pozbierała to co do niej należało. Nie podobało mi się to, że dostało mi się, mimo że to ona we mnie wpadła. 
- Jak cię zwą? - zapytałem się obojętnie.
- A co cię to interesuje? - odpowiedziała, patrząc na mnie - Do widzenia - odparła i poszła sobie, albo raczej pobiegła. Albert szturchnął mnie łokciem. Na jego nieogolonej twarzy pojawił się wredny uśmieszek.
- Ścigamy się? Na dach tamtej wieży - palcem wskazał na ledwo widoczny czubek budynku. 
- Ale pamiętaj Albercie, biegamy tylko po dachach. Ten który dotknie ziemi przegrywa - oznajmiłem i spojrzałem prosto w oczy mężczyzny, które świeciły się z ekscytacji. Nic nie mówiąc zaczęliśmy się wspinać po budynku. Z każdym krokiem przypominały mi się chwilę z mojego beztroskiego dzieciństwa, kiedy z Parysem, Thurbanem i Albertem bawiliśmy się w berka po dachach. Przez chwilę biegłem przed siebie zostawiając kumpla za sobą. Nagle przed sobą zobaczyłem tą samą dziewczynę, która wcześniej we mnie wpadła. Wiedziałem, że będę musiał jeszcze chwilę poczekać na przyjaciela, więc postanowiłem na niego zaczekać i przy okazji obserwować z nudów nieznajomą. W pewnej chwili odwróciła się.
- Kim jesteś? - powiedziała twardo.
- Lepiej żebyś nie wiedziała, bo możesz mieć same kłopoty - odpowiedziałem i spojrzałem jej prosto w fioletowe oczy. Przyjrzałem się jej dokładniej. Po posturze mogłem wywnioskować, że jest najprawdopodobniej złodziejką. - W dodatku jak ty mi nie chciałaś odpowiedzieć, to dlaczego ja miałbym niby tobie odpowiadać? - uśmiechnąłem się pokazując swoje białe zęby. 
- Samantha Frequense - odparła niechętnie i przewróciła oczami. - A ty? 
- Vassariah! - usłyszałem Alberta, który był czymś zaniepokojony. Podbiegł do mnie cały zdyszany.
- Już dobrze kolego, co ci jest? - poklepałem go po ramieniu.
- Król Hevinton chce z tobą widzieć. Wiesz na temat nowicjuszy - odpowiedział. Właśnie tego się obawiałem. Co mam niby zrobić z bandą bachorów co nie posiada nic z rycerza i tylko ma same zabawy i kobiety w głowie? - I powiedział, że masz natychmiastowo przyjść - dodał i skierował się w stronę pałacu. 
- Czyli jak usłyszałaś, jestem Venomy Morgan - spojrzałem na zdziwioną dziewczynę, która przyglądała się całej rozmowie. Pobiegłem natychmiastowo za Albertem, który schodził z budynku. Szybkim i dumnym krokiem poszliśmy w stronę pałacu. Straż przy bramie na nasz widok się trochę zaniepokoiła, ale wpuścili nas. Rzuciłem płaszcz przyjacielowi, a sam poszedłem do króla. Wszedłem do sali tronowej. Uklęknąłem przed królem a obok niego po lewej siedziała królowa. Po prawej za królem zobaczyłem swojego dumnego brata. Trochę mnie zdziwił fakt, że nie ma Mobiusa na sali tronowej. 
- Pan chciał się ze mną widzieć - powiedziałem ze spuszczoną głową.
- Owszem... - zaczął i spojrzał na Thurbana.
- Venomy Morgan, potrzebujemy więcej wojowników. Zaczyna być coraz więcej tych, którzy nie są zdolni do walki. Za miesiąc potrzebujemy nowych i dobrych - głos Tamira był zimniejszy niż lód. Aż mnie ciarki przeszły. 
- Dobrze panie - ukłoniłem się i wyszedłem z pomieszczenia.
- Venomy poczekaj! - powiedział król swoim donośnym głosem.
- Tak panie? - odwróciłem się.
- Przyjdzie jutro na kolację - uśmiechnął się delikatnie. Westchnąłem tylko i ukłoniłem się ponownie. Wyszedłem z sali i wróciłem do domu. Godzinę po mnie wrócił Thurban.

~ Następnego dnia ~

Po skończeniu zajęć, ponownie poszliśmy ze znajomymi do baru. Tylko tym razem wszyscy byli ubrani w zwykle ubrania zamiast płaszczy. Gdy zbliżyliśmy się do baru, zobaczyłem jak jakaś dziewczyna wyjmuje z kieszeni szlachcica, który rozmawiał z innym. Podbiegłem natychmiast do niej. Zorientowała się, że ktoś ją zauważył, ale za późno. Zdążyłem chwycić ją za nadgarstki i odwrócić ją twarzą do siebie. 
- Oj nie ładnie kraść - powiedziałem z morderczym uśmiechem na twarzy. Po chwili skapnąłem się, że zakapturzona kobieta jest tą samą co wczoraj spotkałem.

Samantha? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by