niedziela, 18 czerwca 2017

Od Mobiusa C.D. Verdandi

- Jest surowy, ale dużo Cie nauczy - Uśmiechnąłem się czule - Trenowaliśmy razem wiele lat, tak więc gdyby zabrakło go, ponieważ pojedzie na misję daną mu od króla, będziesz musiała się dalej ze mną męczyć - Nie ukrywałem zadowolenia, a dziewczyna westchnęła ciężko. Zapukałem w sufit dając znać Noctisowi by zatrzymał konie.
- Czemu stanęliśmy? - Zapytała
- Dawno nie byłaś na wolności, dlatego przygotowałem dla Ciebie atrakcję - Uśmiechnąłem się, a kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, znowu zaczęła być niepewna. Nie dziwię się czasami moje pomysłu potrafią nawet mnie zaskoczyć
- To znaczy? - Uniosła jedną brew. Podniosłem siedzenie obok mnie, gdzie pokazał się cały arsenał broni kobiety, od razu zaiskrzyły płomyki w jej oczach (Wiem kochana, że wolałabyś by było tam to rozkładane łóżko)
- To twoje prawda? - Zapytałem zadowolony, a ta potaknęła napinając wszystkie mięśnie nie wiedząc czego się spodziewać - Byś się trochę rozluźniła, mam dla Ciebie małe wyzwanie. Chcę byś wybiła całą wioskę znajdującą się dwa kilometry stąd na wschód - Uśmiechnięty napawałem się jej zszokowaną miną, Verdandi przez krótką chwilę nie mogła wydusić ani słowa
- Następca tronu, każe mi zabić jego ludzi? - Wybuchnęła nagle śmiechem - Myślisz, że jestem głupia? Jak ich zabiję to ty będziesz mieć powód w oczach ludzi by mnie zabić - Chrząknęła arogancko
- W oczach ludzi już mam powód by Cie zabić - Zauważyłem słusznie - A co do mieszkańców wioski są agresywni i uzbrojeni, kula u nogi - Tak naprawdę była to stara wioska przejęta przez bandytów, którzy atakowali pobliskie miasteczka. Skoro już miałem przy sobie wykwalifikowaną zabójczynię, stwierdziłem, że to wykorzystam, a dodatkowo może jej to sprawić trochę przyjemności
- Nie wrobisz mnie.. - Mruknęła
- Ah rozumiem, boisz się ich liczebności - Wzruszyłem ramionami - To proste, że jedna kobieta nie da sobie rady z całą wioską - Powiedziałem rozczarowany
- Ja.. niczego się nie boję - Warknęła stanowczo, biorąc swój ekwipunek i wychodząc z karocy, a ja zaraz za nią. Bez najmniejszego namysłu Verdandi zaczęła iść wgłąb lasu - Ilu ich jest? - Zapytała patrząc na mnie kątem oka i przy okazji zakładając na siebie cały arsenał
- Około trzydziestu - Stwierdziłem - Nie mam nic przeciwko byś spaliła całą wioskę, byle tylko każdy stracił życie - Wytłumaczyłem, podkreślając przekaz ostatnich słów. Nie odpowiedziała, szła przed siebie dokładnie sprawdzając swoje wyposażenie. Najwyraźniej była do niego przywiązana. Żółte światło sączyło się przez baldachim liści, rozświetlając kłęby mgły wiszącej w wilgotnym powietrzu. Rozglądałem się po zielonym otoczeniu. Zaczęło robić mi się niedobrze, przystanąłem w miejscu zakrywając dłonią usta. Nie pomagała myśl, że będę się tak czuć do końca życia.W pewnym momencie za ramię złapał mnie Noctis
- Panie, wszystko w porządku? - Zapytał z widocznym zmartwieniem, nie jest tylko sługą, ale także bliskim przyjacielem, jego obecność bardzo mi pomagała
- Jestem na to skazany, nie przejmuj się - Uśmiechnąłem się miło i ruszyłem jak najszybciej by nadgonić wojowniczkę. Bycie śmiertelnie chorym nie jest niczym przyjemnym. W pewnym momencie dostrzegłem jak na pagórku kobieta ułożyła się do ziemi i dała znać byśmy byli cicho. Podszedłem powoli i ułożyłem się koło niej
- Nie wyglądają na chłopów - Syknęła patrząc się na mnie
- Masz jednak zamiar odpuścić? - Zapytałem podnosząc jedną brew, a ta rzuciła mi zabójcze spojrzenie i zaczęła przedstawienie. Verdandi powoli zeszła z pagórka. Z łatwością ominęła "straż" i schowała się za jedną z chat. Wbiła nóż w tchawicę wychodzącego z domu mężczyzny i prędko schowała zwłoki pod dużą ilością siana. Nieźle kombinuje. Z łatwością mogliśmy z tej wysokości oglądać przedstawienie. Sam Noctis pokazał zainteresowanie widowiskiem. Jak głupi oni są, a raczej jak mało sprytni, nie postawili warty, myślą, że niosą taki popłoch, że nikt się nie odważy im zagrozić. Królowi oczywiście nie chciało się wysyłać tutaj wojsk, lecz ja nie potrafię być tak obojętny na krzywdę moich ludzi. Patrzyliśmy jak pada jeden za drugim, każdy mordowany po cichu. Początkowo myślałem, że kobieta lubi robić zamieszanie wokół siebie, a tutaj tak elegancko wybiła już połowę ludzi. W pewnym momencie jeden z mężczyzn podszedł do drugiego i zaczęli się nerwowo rozglądać. Zauważyli, że jest ich stanowczo za mało. Nagle z jednego z domów ulatniał się gęsty dym. Odciągnięcie uwagi, albo zwrócenie jej na siebie. Kiedy wszyscy rozbójnicy z paniką poszli po kubły wody, Verdandi kopiąc z całej siły drzwi wywaliła je z nawiasów i wyszła z palącego budynku
- To się nazywa wejście - Zaśmiałem się do Noctisa, który miał ciężką do rozgryzienia minę, a raczej wyglądał jak niezadowolony staruch. Była sama na szesnastu napastników. Jak się po chwili okazało, po chwili została już tylko połowa
- Jesteś pewny, że to ona ma Cie reprezentować? - Zapytał Noctis patrzący na płonącą wioskę, z której zostanie niedługo tylko popiół. Nie mówiąc "Panie" dał mi do zrozumienia, że mówi to jako mój przyjaciel
- Czemu nie? - Zapytałem i zacząłem wracać się do powozu - Chodź, ona niedługo dokończy robotę - Rzuciłem mu miły uśmiech, a mężczyzna niepewnie ruszył za mną

- Tak Panie.. - Skomentował krótko, pewnie dręczyły go myśli, czy właśnie nie wypuściliśmy bestii? Nie, kobieta wróci. Czemu? Zwyczajnie wiem, że wróci
-Kilkanaście minut później-
Zmęczona i zdyszana kobieta zjawiła się z niezwykłym zadowoleniem na twarzy
- Jak się bawiłaś? - Uśmiechnąłem się miło patrząc na jej ciało splamione krwią. Verdandi tak szybko załatwiła tych mendożerców, że prawie zacząłem im współczuć

<Verdandi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by