wtorek, 6 czerwca 2017

OD Samanthy

Jak zawsze siedziałam na jakimś wysokim punkcie, by nikt mnie nie widział. Mało kto patrzy w górę, a jak ktoś to robi, to tylko dzieci. Zamknęłam oczy i położyłam się. Dzień bez zleceń jest taki przyjemny...
- Mamo, mamo ktoś tam jest zobacz! - usłyszałam głos dziecka. Szybko wstałam, robiąc skok do tyłu, by być po drugiej stronie domu. Założyłam bandanę, kaptur i poszłam w kierunku swojego celu. Gdy ten przechodził przez tłum, poszłam na około. Starałam się wyglądać na jak najlepiej ułożoną damę... Aktualnie w tym mieście jestem neutralna. Kradnę dla biednych, lub na zlecenie. Aktualnie nie okradłam ani króla, ani jego żołnierzy. Podeszłam do mojego celu.
- Cześć, jestem Querr - zagadałam do niego z uśmiechem.
- Oho, jakąś niedostępna? - od razu się zaśmiał zalotnie. Zdjęłam bandanę, patrząc na jego wisior. Nie było widać moich cięć na policzkach, bo miałam je opatrzone - podoba ci się, piękna? Jak chcesz... To ci go dam - uśmiechnął się. Mi to pasowało, nie musiałam go lać do nieprzytomności. Uśmiechnęłam się.
- Jakby pan mógł... - odpowiedziałam. Ten bez słowa mnie pocałował i założył swój naszyjnik, właśnie mi. Odepchnęłam go.
- Myślałam, że chcesz...
- Nie jestem niczyją panną! A tak poza, to dzięki za prezent...
- Ty mała...
- Chcesz uderzyć kobietę i na nią nadać przy wszystkich? Twój rodowód, by nie był zadowolony. Nie szlachetny mężczyzna, który daje damie podarunek, a potem chce jej zabrać. Czekaj, gdzie są straże?
- Dobra, dobra! Wygrałaś! - pozwolił mi odejść. To... Było proste. Gdybym miała codziennie takie zlecenia... Wyszłam z głównej ulicy i podeszłam do opustoszałego zaułka. Zastukałam parę razy, dając znak klientowi. Ten zeskoczył, podchodząc do mnie.
- Masz to, o co prosiłem?
- To było proste - rzuciłam mu wisior - następnym razem daj mi kogoś, kto nie leci na "dziewczyny" - mruknęłam zawiedziona tym zleceniem. Ten rzucił mi dwa woreczki złota. Zaskoczona, bez zawahania wzięłam pieniądze.
- Wyjątkowo pan hojny.
- Za ten wisior bym dał każdą cenę. Dobrze, że mieli tak naiwnego syna... - odwrócił się, odchodząc. Rzuciłam pieniędzmi i złapałam w powietrzu, Schowałam do sakiewki i poszłam do siebie. Schowałam w skrytce swoje przebranie i przebrałam się w zwykłe ubrania. Założyłam płaszcz, zakładając kaptur i poszłam na miasto. Miałam kasę, mogłam pójść gdzieś, gdziekolwiek... Jedynie co mnie intryguje to informację o tej całej niegdyś "Magii"... Na to mogę przeznaczyć jeden woreczek... Drugi zachowam na czarną godzinę, jak każdą część, którą utrzymuję. Wzięłam jedzenie, zapłaciłam i wyszłam. Po chwili wpadłam na kogoś. Spojrzałam na zakapturzoną postać.
- Uważaj jak chodzisz! - zniesmaczona wzięłam swoje rzeczy, odchodząc.
- Jak cię zwą? Spytała postać.
- A co cię to interesuje? - spojrzałam na niego - do widzenia - pobiegłam w zaułek i weszłam na dach. Zdjęłam kaptur, patrząc przed siebie. Nie wiem jakim cudem, ale miałam wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Odwróciłam się. Ta sama osoba.
- Kim jesteś? - powiedziałam twardo.

(Chętny?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by