- Głupszej dziewczyny nigdy nie widziałem - powiedziałem. - Dla nas twoje życie jest niczym wartym w przeciwieństwie do życia naszego króla - powiedziałem zimnym głosem.
- Naprawdę wy wszyscy traktujecie mieszkańców jak rzeczy - warknęła Samantha. Uniosłem jedną brew i zacząłem się głośno śmiać. Nie mogłem wytrzymać.
- Dobrze wiedzieć, że masz w planach zabić naszego króla... Teraz możesz sobie posiedzieć w najlepszej karczmie w całym królestwie, tak zwane więzienie - chwyciłem jej ramię i zeszliśmy z dachu. Dziewczyna na początku próbowała się wyrwać, ale w końcu zrozumiała, że to bezcelowe i jedynie pogrąża się w tym wszystkim. Weszliśmy do lochów i osobiście wrzuciłem dziewczynę do jednego z wolnych pomieszczeń. Ona się patrzyła na mnie jak na największego wroga, ale nie próbowała nic robić, szczególnie, że Lorren kilka razy podczas tej drogi prawie ją ugryzła.
- Masz wielkie szczęście, że to lord Venomy cię tutaj przywlekł - powiedział jeden z strażników, a ja spojrzałem na niego chłodnym wzrokiem.
- Jakby był to ktoś inny, to byś dawno wylądowała z jakimś kryminalistą w jednym pomieszczeniu - dodał drugi. Przewróciłem oczami, gdyż prawda była inna. Za kilka dni chciałem ją wypuścić, a zamknąłem ją w więzieniu tylko po to, by ona zrozumiała, że nie warto nawet próbować zabić króla czy kogokolwiek z rodziny królewskiej.
- Zostawcie nas samych - rozkazałem dosyć niezadowolony z faktu, że oni nie potrafili się zachowywać w miarę poważnie. Grzecznie się wycofali i zostawili nas samych. Lorren od razu zeszła z mojego ciała i zaczaiła się przy drzwiach w mało widocznym miejscu. To dosyć dziwne, że takiego giganta często łatwo przeoczyć.
- To jest ostrzeżenie, żebyś nic głupiego nie zrobiła, bo skończysz gorzej niż większość naszych wrogów politycznych. Doceń również to, że uszanowałem twoją dziwną fobię przed dotykiem i posadziłem cię w osobnej celi - powiedziałem poważnym głosem i wlepiłem, swoje zielone oczy w znajomą.
- To bardzo miłe z twojej strony - powiedziała z sarkastycznym uśmiechem. Była najwyraźniej wkurwiona na mnie. Szczerze? Nie dziwię jej się. Sam byłbym wkurwiony jakby tak mnie potraktowano, ale musiałem, albo raczej chciałem ją w ten sposób ochronić, jednak nie okazywałem tego. Może potem też nam się przyda do wyciągnięcia tego asasyna. Nie powiem chłopak, serio miał nasrane we łbie. Nawet najsilniejsi skrytobójcy se ot tak nie wejdą do zamku. Jedynie ich mistrz byłby w stanie to osiągnąć.
- Jutro rano cię wypuszczę, osobiście żeby nie było. I pamiętaj - spojrzałem na nią zimnym wzrokiem - Ktoś raki jak ty niech nie myśli o zabójstwie władcy, gdyż nie przejdziesz przez straże - dodałem i odwróciłem się do niej plecami. Wyszedłem z lochów i przede mną stanęli ci dwaj strażnicy - żartownisie.
- Słuchajcie kochani - spojrzałem na nich surowym wzrokiem.
- Tak panie? - stanęli na baczność.
- Macie nie dotykać tej dziewczyny. Jeśli dowiem się, że molestujecie ją to nie gwarantuje, że nadal będziecie pracować w straży - zagroziłem tej dwójce mężczyzn, których często widuję w burdelach. Czyli byłem świadomy do czego oni będą zdolni jeśli nagle im się zachce. Całą noc byłem niespokojny, ponieważ miałem wrażenie, że dałem nieodpowiednich ludzi do obrony Samanthy. W końcu wydałem rozkaz o zmianie straży. Gdy tylko ci dwaj zwyrodnialcy przeszli obok mnie, spojrzałem na nich swoim szaleńczym wzrokiem. Jednak oni mnie zignorowali i dalej rozmawiali o dziewczynie.
- Szkoda, że nie mogliśmy ją przeruchać - powiedział jeden cicho.
- Mogłeś, przecież ten Lord nie sprawdza co u niej... - zachichotał się drugi. Nagle wyszedłem z cienia i oboje stanęli wryci.
- No no no... - zmierzyłem ich wzrokiem - Widzę, że wam się ta zmiana spodobała - dodałem i poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Był to Thurban. Ci dwaj jeszcze bardziej się zdziwili i miałem wrażenie, że dosłownie się posrają ze strachu.
- Jakiś problem panowie? - zapytał się swoim zimnym głosem.
- Nie kapitanie - przełknęli oboje głośno ślinę.
- To dobrze. Dobranoc - rzucił obojętnie Tamir. Tamta dwójka od razu zaczęła uciekać przed nami. Thurban spojrzał na mnie i zrozumiałem, że żąda wyjaśnień na temat tego wszystkiego. Wytłumaczyłem mu jaka jest sytuacja i nie czekając już dłużej, zaciągnął mnie do celi gdzie była Samantha. Jego zimny wzrok skierował się w stronę strażników, którzy do razu opuścili pomieszczenie i od razu spojrzał na dziewczynę.
- Gdyby nie fakt, że Vassariah cię broni to dawno byś została skazana na spalenie na stosie - powiedział i miał trochę racji. Podczas dyskusji z bratem nieco się pokłóciliśmy, gdyż on chciał ją od razu skazać na śmierć, gdyż mogła stanowić poważne zagrożenie dla władcy, ale ja byłem za tym, by mogła żyć. Widziałem jak marne są jej umiejętności w walce, więc nie ma się czym tak naprawdę martwić.
Samantha?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz