sobota, 5 sierpnia 2017

Od Verdandi do Thurbana

Gdy zajechaliśmy do stolicy, tłumy ludzi przywitało nas wesołymi okrzykami. Wiwatowali na cześć księcia i przyszłego króla, Mobiusa. Obserwowałam to wszystko, na początku bardzo oczarowana, że zwykła zabójczyni może to wszystko oglądać z widoku członka rodziny królewskiej. Mobius uśmiechał się do ludzi, machał im. Chwalony przez swój przyszły lud. Jednakże prawda, która za tym wszystkim się kryła była o wiele gorsza. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk bicza. Zaalarmowana od razu popatrzyłam w tamtą stronę. Byłam jedyną osobą, która to uczyniła. No tak... wszystko przecież kontrolowała straż. Zlustrowałam spojrzenie twarze innych ludzi. Pod ich uśmiechały krył się nieprzyjemny grymas. Możliwe, że bólu. Zerknęłam na Mobiusa, który próbował nie ingerować w to co działo się tuż obok niego. Mocno zaciskał szczęki zdobywając się na delikatny uśmiech. Skrzyżowałam ręce na piersi chowając się w głąb karocy. Z przymrużeniem oczów wyglądałam królewskiego zamku. Kiedy tylko  dotarliśmy na miejsce poczułam się dziwnie inaczej. "Jak nisko trzeba upaść, żeby zabójcę wpuszczać do królewskiego zamku?", pomyślałam choć z pewnością członkowie rodziny królewskiej są chronieni przez najlepszych gwardzistów. Pierwszy wyszedł Mobius. Odwrócił się w moją stronę i podał dłoń pomagając mi wysiąść. Strażnicy i gwardia, która czekała na placu przed głównym wejściem do zamku wstrzymali oddech na mój widok. Z dziecinnym zaciekawieniem spoglądałam na każdego z nich. Przed nami jakby znikąd wyrósł mężczyzna w długich, czarnych włosach. Uwagę w jego wyglądzie jednak przykuł mnie symbol Hevintonów. "Kapitan Gwardii?", zapytałam siebie badawczo się mu przyglądając. Jak do tej pory od wyjścia z karocy nie powiedziałam ani jednego słowa. Jak na mnie to dosyć dziwne.
-Panie, nie sądzisz, że to nierozsądne by wykwalifikowana  zabójczyni chodziła bez kajdan? - zapytał dość... chłodno. Uśmiechnęłam się jednak na określenie jakie użył.
-Dzięki, że doceniasz moje umiejętności - powiedziałam a Mobius tylko na mnie spojrzał unosząc brwi. Mężczyzna rzucił mi ostre spojrzenie ale postanowiłam kontynuować.- Ale nie mam mocy by potem zniknąć na innym kontynencie - chciałam w subtelny sposób przekazać, że Mobius ostrzegł mnie przed konsekwencjami ucieczki czy jego zamordowania.
-Przekazuje ci ją w twoje ręce. Odprowadź do jej komnaty i rozkaż służącej się porządnie nią zająć. Verdandi - zwrócił się do mnie. - Twój osobisty trener, Kapitan Gwardii Królewskiej. Masz okazje bliżej się z nim poznać - po tych słowach uśmiechnął się i ruszył w stronę zamku.
Zostałam sama z mężczyzną. Westchnęłam pocierając kark. Nagle poczułam się nieswojo. Byłam ubrana nadal w więzienne ubranie, które było poplamione krwią. Skrzywiłam się i spojrzałam na trenera.
-Możemy iść już do mojej komnaty? - zapytałam na co ten po prostu kazał mi iść za mną i się nie odzywać.
-Gbur - mruknęłam pod nosem na co ten spojrzał na mnie z ukosa.
-Coś mówiłaś?
-Wychwalam zamek, tylko nie chcę by ktoś mnie usłyszał - odpowiedziałam uśmiechając się.
-Nie umiesz kłamać - odparł.
-Nie masz podstaw by tak twierdzić - udałam naburmuszoną lecz ten mnie zwyczajnie zignorował. Eskortowało mnie jeszcze 4 innych strażników. - Jak masz na imię? - spytałam chcąc wiedzieć jak go nazywać. Odpowiedziała mi cisza. - Jak masz na imię? - powtórzyłam ale znów odpowiedziała cisz. -Dobrze, więc nazywasz się Cisza czy wolisz Milczek? - uwielbiałam się droczyć z innymi. Pamiętam czasy kiedy Mistrz miewał mnie dosyć. - Nie dogadam się z nim - mruknęłam zirytowana.
Doszliśmy do mojej komnaty gdzie przy drzwiach stała już pierwsza warta. Na spotkanie wyszła nam służąca.

(Thurban? Takie średnie ale może być XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by