- Jesteś tą nową? - zapytała się.
- Tak, zaprowadź ją do jej sypialni i daj jej nieco lepsze ubrania niż te szmaty. Kiedy przyjedzie pora obiadowa, ma na mnie czekać w tym miejscu - rozkazałem kobiecie, która wpatrywała się w moje oczy i delikatnie się rumieniła. Czyżby kolejna, która zakochała się w moich oczach? Ach te kobiety, jedna łatwiejsza od drugiej. Do prawdy żałosne. Odwróciłem się bez słowa i spojrzałem surowo na strażników.
- Macie tutaj być do czasu kiedy nie przyjdę. Jeśli zobaczycie jakieś podejrzane osoby, zabijcie. Bądźcie również czujni, nigdy nie wiadomo co planuje ta kobieta, jasne? - powiedziałem swoim typowym zimnym głosem. Gwardziści stanęli na baczność i chórem potwierdzili. Przytaknąłem i skierowałem się w stronę hali treningowej, gdzie czekali na mnie przyszli gwardziści. Tuż przed wejściem zaczepił mnie Vassariah.
- Witaj braciszku - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co chcesz? - burknąłem, olewając dobry humor brata.
- Widzę, że jakąś czerwonowłosą niewiastę przyprowadziłeś - odpowiedział już swoim normalnym tonem.
- Owszem, jednak na rozkaz tego kretyna - westchnąłem cicho a Venomy zmarszczył brwi.
- To ta zabójczyni, która miała tutaj przyjechać? - zapytał się.
- Tak - odpowiedziałem - A teraz mnie z łaski swojej przepuść - dodałem odpychając brata od drzwi. Strażnicy otworzyli wielkie drewniane drzwi. Przede mną stali na baczność w rzędach przyszli strażnicy króla. Tego dnia nie dawałem im wiele ćwiczeń, najprościej na świecie zastanawiałem się co odwaliło mojemu kuzynowi. Kiedy uświadomiłem sobie, że niedługo będzie obiad u króla, wyszedłem z sali, mówiąc swoim podopiecznym by mogli sobie iść do domu, ale 10 najbardziej obijających się ma potem jeszcze wrócić. Tak jak prosiłem, zastałem Verdandi ze służącą w miejscu, gdzie je zostawiłem. Była ubrana w prostą suknię ze sporym dekoltem. Oj to Eytherian będzie się ślinił na jej widok.
- Panie, zrobiłam tak jak prosiłeś - ukłoniła się kobieta.
- Dobrze wykonałaś swoją pracę, zasłużyłaś na odpoczynek - odparłem obojętnym tonem. Spojrzałem na dwóch gwardzistów, który od razu pojawili się obok czerwonowłosej zabójczyni. Poszliśmy w stronę jadalni króla. Jednak po drodze musieliśmy przejść przez miejsce wyznaczone dla dowódców oddziałów. Jeden z dowódców był kiedyś moim prześladowcą. Jak byłem jeszcze nastolatkiem, on i jego koledzy uwielbiali się nade mną znęcać, ponieważ byłem najmłodszy z uczniów. Jak na złość on musiał tam być kiedy przechodziliśmy koło nich.
- Kogo my tu mamy! - krzyknął na cały głos - Czyżby to nasz kochany Thurban? - zaśmiał się i jego wzrok skupił się na Verdandi.
- Czyżby nasz malutki Tamir znalazł nową kobietę? Co za nowość! - powiedział jeden z kumpli Lamberta. Przewróciłem jedynie oczami i poszedłem dalej. Jednam nie zaszedłem daleko, ponieważ przede mną stanął ten chuj.
- Jestem zajęty - rzuciłem obojętnie.
- Ale ja nie - zarechotał się najebany w trzy dupy Lambert.
- No to już nie mój problem - odepchnąłem go, a ten stracił równowagę i upadł na ziemię. Dumnym i szybkim krokiem poszedłem do króla. Przed drzwiami czekał na nas zniecierpliwiony Eytherian.
- No w końcu kuzynie! - uniósł wesoło ramiona. Jednak jego uwaga szybko przykuł dekolt Verdandi. - Zabójczo pięknie wyglądasz - uśmiechnął się flirciarsko i podszedł do niej. Przewróciłem oczami po raz kolejny i weszliśmy do jadalni. Na stole roiło się od jedzenia, ociekających tłuszczem potraw. Zasiedliśmy do stołu i gdy król zaczął jeść, reszta osób przy stole również zaczęła swój posiłek. Przez cały obiad książę zagadywał kobietę i całkowicie ignorował moje pytania na temat czego on ode mnie oczekuje i co ja mam niby robić z tą dziewczyną. W końcu na moje pytania odpowiedział Król Hevington.
- Dzisiaj po posiłku zabierz ją do jej komnaty i niech się przebierze. Potem sprawdź jej zdolności w walce wręcz - rozkazał.
- Tak jest panie - przytaknąłem i dokończyłem swój posiłek. Siedziałem po raz pierwszy od kilku miesięcy do końca obiadu. Zazwyczaj wychodziłem od razu jak skończyłem. W końcu nie miałem zbyt dużo czasu na siedzenie i nic nie robienie. Wolałem pochodzić po zamku i pilnować swoich strażników. Kiedy wszyscy się najedli, podszedłem do zabójczyni.
- Chodź za mną - rozkazałem. Ona chciała już coś powiedzieć, ale jej przerwałem - I masz nic nie mówić - dodałem.
- A dlaczego? - zapytała się zdziwiona.
- Bo ci każę - odpowiedziałem i chwyciłem ją za ramię. Wyszliśmy z pomieszczenia i szybkim krokiem poszliśmy do jej sypialni. Oczywiście towarzyszyli nam dwaj gwardziści. Dotarliśmy do jej pokoju i spojrzałem na nią.
- Ubierz się w wygodne ubrania, w których możesz swobodnie walczyć - powiedziałem spokojnym głosem. - jak będziesz gotowa to wyjść z pokoju. Będą a ciebie czekać czterech moich ludzi, którzy cię zaprowadzą do mnie - dodałem i ruchem dłoni pokazałem jej, że może już sobie iść do pokoju. Gdy tylko zniknęła za drzwiami, wróciłem do hali by nadzorować trening tych 10 delikwentów. No i czekała na nich również bardzo ciekawa niespodzianka. Czterech z nich będzie walczyła z Verdandi wręcz. Chciałem zobaczyć, co potrafi ta kobieta bez żadnej rozgrzewki i bez broni.
Verdandi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz