piątek, 18 sierpnia 2017

Od Thurban'a CD Verdandi

Gdy tylko dowiedziałem się o tym co zrobił mój kuzyn, myślałem że osobiście pojadę na arenę i wszystko mu wygarnę. Miałem go za bardziej myślącego osobnika niż resztę mieszkańców, jednak chyba jego mózg zamienił się miejscami z jego kutasem. Byłem ciekaw co pomyśli jego ojciec, kiedy zobaczy, że jego kochany synek przyprowadził jednego z najbardziej niebezpiecznych zabójców w królestwie Dirsch, albo raczej zabojczynię. Dowiedziałem się również, że mam zostać jej mentorem. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ Eytherian miał świadomość tego, że na razie osobiście trenuję nowych gwardzistów. Co prawda powinien to robić mój brat, jednak ostatnio do gwardii królewskiej trafiło kilku nieudaczników, którzy powinni zostać do końca życia jako giermkowie. Więc tym razem postanowiłem sam zadbać o wykształcenie gwardzistów. W końcu nadszedł dzień, w którym przyjechali do zamku. Udawałem, że wszystko jest pięknie i przyjaźnie przywitałem kuzyna. Dostałem również prośbę by zaprowadzić Verdandi do jej pokoju. Nie miałem zbytnio ochoty chodzić po zamku z taką osobą. Co prawda byłem w stanie bez problemu ją pokonać jakby zachciało jej się ucieczki. Chociaż dziewczyna w przeciwieństwie do mojego kuzyna była mądra, wiedziała, że nie warto podejmować próby ucieczki w takim miejscu. Przez całą drogę do jej komnaty, pysk dziewczyny się nie zamykał. Próbowała nas zagadać, jednak nieudolnie jej to wychodziło. Żaden z strażników nie miało ochoty rozmawiać z kobietą, która odebrała życie przynajmniej jednej bliskiej im osobie. Na powitanie wyszła służba, która uśmiechnęła się na nasz widok. Jedna ze służących podeszła do nas.
- Jesteś tą nową? - zapytała się.
- Tak, zaprowadź ją do jej sypialni i daj jej nieco lepsze ubrania niż te szmaty. Kiedy przyjedzie pora obiadowa, ma na mnie czekać w tym miejscu - rozkazałem kobiecie, która wpatrywała się w moje oczy i delikatnie się rumieniła. Czyżby kolejna, która zakochała się w moich oczach? Ach te kobiety, jedna łatwiejsza od drugiej. Do prawdy żałosne. Odwróciłem się bez słowa i spojrzałem surowo na strażników.
- Macie tutaj być do czasu kiedy nie przyjdę. Jeśli zobaczycie jakieś podejrzane osoby, zabijcie. Bądźcie również czujni, nigdy nie wiadomo co planuje ta kobieta, jasne? - powiedziałem swoim typowym zimnym głosem. Gwardziści stanęli na baczność i chórem potwierdzili. Przytaknąłem i skierowałem się w stronę hali treningowej, gdzie czekali na mnie przyszli gwardziści. Tuż przed wejściem zaczepił mnie Vassariah.
- Witaj braciszku - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co chcesz? - burknąłem, olewając dobry humor brata.
- Widzę, że jakąś czerwonowłosą niewiastę przyprowadziłeś - odpowiedział już swoim normalnym tonem.
- Owszem, jednak na rozkaz tego kretyna - westchnąłem cicho a Venomy zmarszczył brwi.
- To ta zabójczyni, która miała tutaj przyjechać? - zapytał się.
- Tak - odpowiedziałem - A teraz mnie z łaski swojej przepuść - dodałem odpychając brata od drzwi. Strażnicy otworzyli wielkie drewniane drzwi. Przede mną stali na baczność w rzędach przyszli strażnicy króla. Tego dnia nie dawałem im wiele ćwiczeń, najprościej na świecie zastanawiałem się co odwaliło mojemu kuzynowi. Kiedy uświadomiłem sobie, że niedługo będzie obiad u króla, wyszedłem z sali, mówiąc swoim podopiecznym by mogli sobie iść do domu, ale 10 najbardziej obijających się ma potem jeszcze wrócić. Tak jak prosiłem, zastałem Verdandi ze służącą w miejscu, gdzie je zostawiłem. Była ubrana w prostą suknię ze sporym dekoltem. Oj to Eytherian będzie się ślinił na jej widok.
- Panie, zrobiłam tak jak prosiłeś - ukłoniła się kobieta.
- Dobrze wykonałaś swoją pracę, zasłużyłaś na odpoczynek - odparłem obojętnym tonem. Spojrzałem na dwóch gwardzistów, który od razu pojawili się obok czerwonowłosej zabójczyni. Poszliśmy w stronę jadalni króla. Jednak po drodze musieliśmy przejść przez miejsce wyznaczone dla dowódców oddziałów. Jeden z dowódców był kiedyś moim prześladowcą. Jak byłem jeszcze nastolatkiem, on i jego koledzy uwielbiali się nade mną znęcać, ponieważ byłem najmłodszy z uczniów. Jak na złość on musiał tam być kiedy przechodziliśmy koło nich.
- Kogo my tu mamy! - krzyknął na cały głos - Czyżby to nasz kochany Thurban? - zaśmiał się i jego wzrok skupił się na Verdandi.
- Czyżby nasz malutki Tamir znalazł nową kobietę? Co za nowość! - powiedział jeden z kumpli Lamberta. Przewróciłem jedynie oczami i poszedłem dalej. Jednam nie zaszedłem daleko, ponieważ przede mną stanął ten chuj.
- Jestem zajęty - rzuciłem obojętnie.
- Ale ja nie - zarechotał się najebany w trzy dupy Lambert.
- No to już nie mój problem - odepchnąłem go, a ten stracił równowagę i upadł na ziemię. Dumnym i szybkim krokiem poszedłem do króla. Przed drzwiami czekał na nas zniecierpliwiony Eytherian. 
- No w końcu kuzynie! - uniósł wesoło ramiona. Jednak jego uwaga szybko przykuł dekolt Verdandi. - Zabójczo pięknie wyglądasz - uśmiechnął się flirciarsko i podszedł do niej. Przewróciłem oczami po raz kolejny i weszliśmy do jadalni. Na stole roiło się od jedzenia, ociekających tłuszczem potraw. Zasiedliśmy do stołu i gdy król zaczął jeść, reszta osób przy stole również zaczęła swój posiłek. Przez cały obiad książę zagadywał kobietę i całkowicie ignorował moje pytania na temat czego on ode mnie oczekuje i co ja mam niby robić z tą dziewczyną. W końcu na moje pytania odpowiedział Król Hevington.
- Dzisiaj po posiłku zabierz ją do jej komnaty i niech się przebierze. Potem sprawdź jej zdolności w walce wręcz - rozkazał.
- Tak jest panie - przytaknąłem i dokończyłem swój posiłek. Siedziałem po raz pierwszy od kilku miesięcy do końca obiadu. Zazwyczaj wychodziłem od razu jak skończyłem. W końcu nie miałem zbyt dużo czasu na siedzenie i nic nie robienie. Wolałem pochodzić po zamku i pilnować swoich strażników. Kiedy wszyscy się najedli, podszedłem do zabójczyni.
- Chodź za mną - rozkazałem. Ona chciała już coś powiedzieć, ale jej przerwałem - I masz nic nie mówić - dodałem.
- A dlaczego? - zapytała się zdziwiona.
- Bo ci każę - odpowiedziałem i chwyciłem ją za ramię. Wyszliśmy z pomieszczenia i szybkim krokiem poszliśmy do jej sypialni. Oczywiście towarzyszyli nam dwaj gwardziści. Dotarliśmy do jej pokoju i spojrzałem na nią.
- Ubierz się w wygodne ubrania, w których możesz swobodnie walczyć - powiedziałem spokojnym głosem. - jak będziesz gotowa to wyjść z pokoju. Będą a ciebie czekać czterech moich ludzi, którzy cię zaprowadzą do mnie - dodałem i ruchem dłoni pokazałem jej, że może już sobie iść do pokoju. Gdy tylko zniknęła za drzwiami, wróciłem do hali by nadzorować trening tych 10 delikwentów. No i czekała na nich również bardzo ciekawa niespodzianka. Czterech z nich będzie walczyła z Verdandi wręcz. Chciałem zobaczyć, co potrafi ta kobieta bez żadnej rozgrzewki i bez broni.

Verdandi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by