wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Możana CD Verdandi

Wilkobójca skrzywił się, słysząc swoje słynne wśród ladacznic przezwisko. Westchnął ciężko, a jego ręka powędrowała w stronę pasa, gdzie trzymał swój długi i ostry jak brzytwa miecz. Przez chwilę jego dawna uczennica była pewna, że zaraz go wyciągnie i zwyczajnie odrąbie jej łeb. Strażnicy również tak myśleli, jednak żaden z nich nie miał zamiaru pomóc młodej pani gladiator. Bardziej martwili się o swoje własne dupy. A gdyby chociaż jeden stanął z nim do walki, zapewne nie skończyłoby się to zwycięstwem strażnika. Być może Darkoss zostawiłby im tylko połamane miecze. I kości.
Darkness chwycił za miecz i pociągnął nim w górę, jednak po chwili schował go do pochwy, jakby nie zamierzał się interesować swoim dawnym uczniem. Warknął tylko przekleństwo w jakimś zupełnie nieznanym języku i spojrzał na Verdandi.
- Nie mam ochoty na plamienie sobie ubrania krwią, przez twoje durne docinki, Tańczące Ostrze. Módl się, żebym cię tutaj więcej nie spotkał.
- Nie tutaj? - Tańczące Ostrze skrzywiła się, jakby zrobiło jej się przykro przez słowa swojego dawnego już mentora. - To może... w twojej kwaterze? Masz ponoć naprawdę duże i miękkie łóżko.
Verdandi znowu puściła do niego oczko i zrobiła dwuznaczy gest w stronę mężczyzny. No tak. Prawdopodobnie ona nigdy z tymi swoimi sztucznymi podrywami nie skończy, pomyślał Możan. Po chwili do głowy wpadła mu pewna myśl.
- Niech ci więc będzie! - na twarzy Wilkobójcy wpełzł sztuczny uśmiech i spojrzał na strażników. - Zabieram tego młodego gladiatora do swojej kwatery głównej. I nawet nie chcę słyszeć waszych głosów sprzeciwu.
- A-ale.. panie... - jeden ze strażników nieśmiało wyszedł przed resztę i uniósł włócznię, jakby ta była jego tarczą anty-Możanową. - R-raczej t-to n-ni-nie możliwe p-p-ponieważ...
Wilkobójca wyciągnął sztylet i uderzył główką mężczyznę z całej siły w nos. Usłyszał tylko ciche trach, a strażnik skulił się i zaczął wycierać płynącą z nosa krew. Pozostali strażnicy spojrzeli z przerażeniem na mistrza zabójców i skinęli tylko głowami na zgodę. Mężczyzna podniósł krwawiącego strażnika i przyłożył mu ostrze do szyi. Biedaczysko omal nie zaczął nieszczęśliwie płakać i błagać o przebaczenie.
- Zapewniam was więc, że Verdandi ma bardzo ważne sprawy na głowie. I obecnie zamierza udać się do mojej kwatery, gdzie będzie bezpieczna. Obiecuję, że oddam ją w jednym kawałku. No... może w dwóch, jak będzie niemiła. - czarnowłosy uśmiechnął się w stronę kobiety. Verdandi dostrzegła w jego oku błysk szaleństwa. Zapowiadała się całkiem niezła zabawa. Ale czy na pewno miła dla Tańczącego Ostrza?
Strażnicy skinęli tylko głowami i po chwili odmaszerowali przyśpieszonym krokiem. Wilkobójca wypuścił ostatniego z nich. Strażnik nie miał czasu nawet wziąć swojej włóczni. Po prostu na czworakach oddalił się od dwójki.
- Sama się czasem prosisz o wpierdol. - westchnął Darkoss, jakby mówił do małego dziecka. Albo rozpieszczonej gówniary, która cały czas, na każdym kroku zamierza go podrywać. Mistrz zabójców za taką właśnie osobę miał Verdandi.

<Veeer? Wybacz długość. I ogólnie czas oczekiwania. Wena ostatnio nie doskwiera. ;_;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by